Rozdział VII

W szybę nad sufitem, co jakiś czas uderzały obfite krople deszczu. Rozbita emocjonalnie, Evelyn siedziała z podkulonymi kolanami pod brodą i gniotła głowę rękami. Chciała zrozumieć swoją niedorzeczność, którą czuła w środku.
To tak jakbyś czuł sympatię do wilka, który właśnie zatopił kły w twojej ręce i zostawił coś w postaci piętna, urazu na twoim ciele oraz w głowie. A gdy niczego nie będziesz się spodziewał, wtedy, przyjdzie w nocy, po cichu i uderzy w ciebie jak armata i na chwilę przestaniesz oddychać. 
Carter wiedziała jaka jest prawda, jednakże chciała zwieść rzeczywistość, a to wszystko w sprawie największej wagi, jaką znała ludzkość. Wystarczyło, że trochę wmieszała się we wszystko czułość i człowiek myli się, nawet w najprostszym działaniu matematycznym.
Evelyn Carter nie potrafiła pogodzić myśli, że mogłaby coś czuć do tego mężczyzny. Wcale go nie znała, a tym bardziej znała jego hobby, co wcale ją nie pocieszało. Jednak, z drugiej strony, może to ten czas, żeby coś zmienić w swoim życiu?  Od stu osiemdziesięciu trzy dni, Evelyn nie wiedziała, co tak na prawdę trzyma ją jeszcze na tym świecie. Oficjalnie nadal była z Joshem, ale to uczucie, nie było już takie samo jak kiedyś. 
Nie jestem gotowy, wybacz.
Później znikł na dwa miesiące. Lato minęło Evelyn chłodno. Później powrócił. Przyjęła go jak zawsze z największą czułością i namiętnością na jaką ją było stać, żeby z nią został już na zawsze. Pamiętała ten dzień dokładnie, była, wtedy w Nevadzie, u siostry. Nawet raz się nie zastanowiła, czy czuje do niego, to samo, co przedtem, czy się nic nie zmieniło, a może jednak powinna była się zastanowić. Josh Fletcher, zdawał sobie sprawę, że i tak do niego wróci, po mimo wszystko. Każdy znający pannę Carter, to wiedział. Czy nie czas to zmienić? Jednak, czy jest gotowa na taką wielką zmianę? Z dżentelmeńskiego prawnika na nieokrzesanego terrorystę?
Nagle ktoś szarpnął za klamkę i wszedł do jej klitki. To był on. Evelyn przestraszyła się i zerwała się na proste nogi. Z miną zbitego psa, podparła chłodną ścianę. 
-Co się dzieję? - Spytała, a policzki miała mokre od łez. Terrorysta spojrzał na nią badawczym wzrokiem, ale nie miał odwagi zapytać. Czy to nie absurd, że zamachowiec, który miał już na rękach krew wielu ludzi, teraz boi się zapytać tylko o powód jej łez?
-Wypuszczamy jednego zakładnika. - Odparł i wyprowadził ją z pokoju. Trzymał ją delikatnie za bark. - Zaraz trafisz w ręce policji i będziesz bezpieczna - Bąknął, w jego głosie było czuć przygnębienie.
-Jakbyśmy się gdzieś jeszcze spotkali, to zaprosiłbym cię na kawę. - Zagadnął na pożegnanie i przekazał ją swojemu koledze po fachu, który miał ją podprowadzić do drzwi i wypuścić. Evelyn widziała w oddali już, mrowisko radiowozów z migającymi kogutami i czarne opancerzone furgonetki. Prowadził ją, łagodnie popychając ją lufą w plecy. Szła, nie odwracając się za siebie. Stawiała krok za krokiem. Czas nagle zwolnił. Wszystko się dla niej zatrzymało. Akcja zahamowała, a jedynym dźwiękiem, który Evelyn mogła, wtedy usłyszeć, było bicie swojego serca. Przed zamglonym wzrokiem, migały jej jak migawka flesza, obrazy z ostaniach dni, po czym wracał bieżący obraz wrzących funkcjonariuszy policji.
No, no, no. Nie wiedziałem, że pracują tutaj takie ślicznotki. Evelyn? Tak? To, jak będzie Evelyn? Może po tym wszystkim, umówisz się ze mną? Co? Oczywiście, ja stawiam. 
Kochała, gdy się do niej zwracał po imieniu. W jego ustach, to krótkie słowo brzmiało, tak pięknie dla jej narządu słuchu. Tak jak nigdy.
Nie wychylaj się już tak. 
Powiedziałem im, że jesteś moja...
Możemy coś porobić. Nic nie powiesz, Evelyn?
Jakbyśmy się gdzieś jeszcze spotkali, to zaprosiłbym cię na kawę.

W sekundzie, trwające okoliczności wróciły do normalnego tempa. Evelyn, nadal pchana przez terrorystę, odwróciła wzrok i spojrzała za siebie. ON nadal tam stał, trzymając ręce w kieszeniach. Wpatrywał się posępnym wzrokiem gdzieś w dal, a gdy poczuł na sobie jej wzrok, natychmiast zmienił kierunek patrzenia. Popatrzył na nią chwilę, po czym odwrócił się, żeby odjeść. Carter wnet zawiesiła wzrok na zakładnikach. Stali w kącie pod załadowanym karabinem. W tłumie, nagle spostrzegła Alice. W ciągu ułamku sekundy zapragnęła ją przytulić, żeby dodać jej otuchy. Wiedziała jak bardzo obawiała się takiej sytuacji. Rudowłosa miała splecione dłonie na udach, a wzrok wbity w ziemię, jednak można było zauważyć zaczerwieniony i spuchnięty policzek. Biedna, kochana Alice... - Pomyślała. I zdała sobie coś do głębi. 
-Stój! - Wydarła się na całe gardło. Zakładnicy przestali oddychać, a razem z nimi terrorysta o sercu romantyka. Gwałtownie zmieniła kierunek swojej wędrówki, zamachowiec zaskoczony jej zachowaniem, nie zdążył nawet zareagować, gdy ta zaczęła zmierzać ku niego. Objął ją przerażonym wzrokiem, nie miał zielonego pojęcia, co ona wyprawia. Miał ją za rozsądną, tymczasem się milił. Kroczyła, krok za krokiem, a całej sytuacji przyglądał się Simon.
-Wypuście kogoś innego! Ja mogę wam się przydać! Znam plan banku! - Darła się, podczas, gdy Simon i kilkoro innych bandytów wymierzyli w nią karabiny. Podniosła ręce do góry w geście poddania się i zgody na wszystko, jeśli zgodzą się na wymianę.
-Nigdy nie zostawiłabym w takim syfie przyjaciela. - Odfuknęła za kilka minut do Bonda, gdy ktoś inny doskoczył do niej i wykręcił jej do tyłu ręce. 
-Odejdziemy z tego świata razem, Bond. - Dodała, on zmieszał się na te słowa. Pod komórką, widziała, jak wyprowadzili Alice na wolność. Przyjaciółka popatrzyła na nią w ostatnim momencie, wzrokiem pełnym wdzięczności, łez i uczucia. Widzimy się po raz ostatni, zapamiętaj mnie taką, a nie inną. - Pomyślała Evelyn, a oczy wypełniły się jej łzami. Wiedziała, że od teraz wszystko się zmieni. 
Mówiąc najprościej, była z siebie dumna, że tak to rozegrała, lecz nie wiedziała, co ją czeka. Terroryści już znali dalszy plan. Za chwilę nagle ktoś zakuł ją kajdankami do kaloryfera, a jeszcze po chwili wróciło ich więcej i założyli jej jakiś worek na głowę. Broniła się przed tym jak dziecko przed zjedzeniem brokułów, aż nagle któryś z nich ją ogłuszył. Piszczenie w uszach, zastąpiła głucha cisza, wtem straciła świadomość. 
"...bo straciłbym cząstkę siebie, gdybym pozwolił ci odejść..."



Hej. Proponuję zajrzeć do zakładki "map of the bank" gdzie znajduje się muzyka dla poszczególnych rozdziałów, dzięki. :) // B

Komentarze

  1. Wow. Tyle jestem tylko w stanie napisać po przeczytaniu tego opowiadania. Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. Ja się skończy ta historia, bo jestem pewna, że potem drogi Evelyn i Bonda się rozejdą. Świetne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam nadzieję, że będziesz czytać dalsze rozdziały ;-) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Prolog sprawił, że zainteresowała mnie historia Evelyn. Dość szybko przeczytałam wszystkie rozdziały :)
    Główna bohaterka najwyraźniej uwielbia kino i dramaturgię. Właśnie dlatego ją polubiłam xD Podoba mi się zestawienie jej wyobraźni z rzeczywistością. Zwłaszcza, że scenariusze, jakie pojawiają się w jej głowie są żywcem wzięte z klasyków, albo filmów akcji. Rzeczywistość jednak nie jest tak wesoła. Jej rozterki i sprzeczności, jakie jawią się w jej umyśle sprawiają, że jej zachowanie jest po prostu instynktowne, a przez to często desperackie. Każda próba ucieczki, albo walki miała dla niej niezbyt ciekawe zakończenie. I tutaj pojawia się postać Bonda. Jest z jednej strony chodzącym niebezpieczeństwem, a z drugiej swego rodzaju aniołem stróżem Evelyn. Bohaterka zwróciła na siebie jego uwagę już na początku, przez co Bond stara się ją za wszelką cenę ratować i jej pomóc, chociaż ona mu tego bynajmniej nie ułatwia. W ostatnich dwóch rozdziałach ukazałaś chemię między nimi. To ona sprawia, że zachowanie Evelyn jest tak bardzo niedorzeczne. Po statecznym, pełnym rutyny życiu, które prowadziła dotychczas, nagle pojawia się okazja, by coś zmienić. A raczej, żeby zmienić wszystko. Dlatego kobieta podjęła szybką, szaloną decyzję i postawiła całe swoje życie na jedną kartę. A wszystko z powodu przyciągania, jakie czuje do Bonda. Z wzajemnością.
    Doprawdy podziwiam Twoją inwencję, Bunko ;)
    Pytanie tylko, co będzie dalej? Evelyn skazała siebie na nieustanne niebezpieczeństwo. A to tylko dlatego, że kieruje się - prawdopodobnie pierwszy raz w życiu - sercem, zamiast rozumem. Podjęła duże ryzyko. Dlatego nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Namalował mi się szczery uśmiech, po przeczytaniu Twojego komentarza. Dałaś mi tzw. kopa, żeby kontynuować tą historię, dziękuję Ci za to. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zostaw po sobie jakiś ślad! Komentując, motywujesz mnie do dalszego pisania.:)