Rozdział IX
Evelyn Carter śledziła na odbiorniku każdy ruch uzbrojonych bezradnych policjantów przed bankiem. "Muszę sobie popatrzeć jeszcze na stare życie" - powtarzała pod nosem ze surową miną, opierając obie ręce na stoliku.
W tle można było zobaczyć tłum ludzi tzw. "gapiów" lub po prostu rodzinę zakładników, Evelyn szukała namiętnie tam Josha, chociaż sama nie wiedziała czemu, przecież już go od dawna nie kochała. Czy ciągle obawiała się konsekwencji, jakie mogą wyniknąć z napadu? Oczywiście, a kto by się nie bał. Z dnia na dzień amor staje się terrorystą, zamiast strzelać z łuku - potrafi podkładać bomby. Tak właśnie myślała o tym Carter, musiała dobitnie powiedzieć przeszłości, staremu życiu "nie". Teraz liczyło się jedno: uciec z Jamesem i torbą pełną złota.
-Co tam szepczesz? - Zapytał ją ktoś nagle. Gdy się odwróciła, ujrzała przed sobą Simona z wulgarnym uśmiechem. I w pewnym momencie zaczęła drżeć, jeszcze pamiętała jak zmiażdżył jej policzek swoją dłonią. Gdy gwałtownie podszedł do niej - cofnęła się.
-Nie bój się. - Zaśmiał się gardłowo. - Teraz gramy w jednej drużynie. - Rzekł z takim samym ordynarnym uśmieszkiem na ustach i rzucił na stolik o który się opierała kominiarkę.
-Zacznij pakować manatki, za niedługo się zbieramy. - Po tych słowach, zastygła jakby ktoś zalał ją cementem. Co? Już? Jak? Dlaczego? Co z policją? - targały ją miliony pytań. Nie była przygotowana na strzelaninę, chociaż przed oczami wyobraźni zobaczyła nagle obrazek ucieczki.
Biegła w kominiarce wymierzając w policję karabin, a James był gdzieś z boku. U zgięcia łokcia zwisała jej przerzucona torba ze złotem. Miała pomalowane usta na czerwono, które groźnie rozciągały się w uśmiechu, prawie jak u Jokera, a wtedy, nagle padł strzał. Do kogo strzelono? James rzucił się, zasłaniając ją swoim ciałem...
Evelyn otrząsnęła się i pomyślała, że nie chciałaby takiego bohaterskiego - a wręcz - romantycznego zakończenia. Jednak głęboko w sobie, jak każdy chciałaby, żeby ktoś zrobił dla niej coś takiego... Musiała z kimś pogadać. Bez zastanowienia ruszyła w poszukiwanie Jamesa. Po kilku minutach znalazła go w składziku.
-Co się dzieję? - Spytała Evelyn, gdy James obdarował ją czułym uśmiechem, przerywając pakowanie
-Zjeżdżamy stąd, Aniele. Robi się niebezpiecznie, gliny zaczynają coś kombinować.
-Co z zakładnikami?
-Nic. - Odparł sucho i kontynuował pakowanie broni. Evelyn nie spodobała się ta odpowiedź.
-Zabijecie ich? - Zapytała, chociaż nie chciała usłyszeć odpowiedzi. Splotła dłonie z przerażenia, mogła sobie tylko wyimaginować katusze, jakie dostarczą terroryści ich rodzinom, zabijając każdego po kolei...
-Nie myśl o tym. - Odpowiedział. Carter myślała, że zaraz się rozklei, przyszła tutaj do niego po wsparcie duchowe, a co dostaje? Obojętność. Potrzebowała teraz mentora, żeby nie sfiksować z nadmiaru zmian, śmierci oraz strachu.
-Jak mogę o tym nie myśleć!!! - Krzyczała. - Pracowałam z tymi ludźmi!!! Jeszcze przed chwilą sama byłam zakładniczką!!! - Po policzkach leciały jej strumienie łez. James zareagował natychmiastowo. Rzucił wszystko i ją przytulił. Chyba właśnie tego potrzebowała najbardziej. Tak bardzo uspokajał ją jego słodki zapach...
-Przepraszam, nie powinienem tak powiedzieć. - Cmoknął ją w czoło. - Masz rację. Pracowałaś z nimi, dlatego wiążesz z nimi jakieś wspomnienia i tak dalej... jednak teraz ważniejsze jest twoje bezpieczeństwo, dlatego masz tutaj jakieś ubrania, przebierz. się.
-A co z nimi? Na prawdę nie mogę przestać o tym myśleć, nawet jeśli bym chciała... - Uparcie brnęła dalej. Zamachowiec przyłożył jej palec do ust w geście uciszenia.
-Opowiem ci wszystko po drodze. A teraz przebierz się w coś z tych ubrań, pamiętaj, by się nie rzucać w oczy... - To były jego ostatnie słowa.
Prawa ręka bossa największego banku w całym Nowym Jorku zaczęła wprowadzać ucieczkę w życie. O wyborze ubrań zdecydował czysty traf. Padło na flanelową koszulę w kratę, jakieś dżinsy i czarną czapkę. Nie było toć miejsca na jakieś babskie ceremoniały z hasłem "żeby wyglądać lepiej od innych", nie było na to czasu! Generalnie, nie pamiętała kiedy ostatnio tak trzęsły się jej dłonie przy ubieraniu się. Calutkie przedstawienie i akcja "zjeżdżamy stąd" trwała bardzo krótka, choć Carter myślała o niej jako najdłuższa w swoim życiu. Musi kiedyś być ten pierwszy raz, nieprawdaż?
James "Bond" nie pozostał dłużny, również odział się w nowe ubranie. Wyglądał na prawdę pociągająco w czarnej bokserce z logo jakiegoś klubu sportowego i wytartych dżinsach. Zupełnie nie przypominał bandyty, który okrada banki. Prezentował swoim wizerunkiem raczej dziennikarza czy jakikolwiek inny zawód. Kto by pomyślał, że aż tak można się pomylić? James stwarzał pozory od początku. Wyglądał na zwykłego gangstera z odbezpieczoną spluwą, pospolitą szumowinę, której marzy się dupeczka, driny, koks i hajs. Takie zrobił na Evelyn pierwsze wrażenie, ale z biegiem czasu - zmieniało się ono na coraz pozytywniejsze. Wychodziło na to, że jego osoba zupełnie różni się o tego stereotypowego.
-Musisz teraz uważnie słuchać. - Zaczął, ściskając jej dłonie. Evelyn przytaknęła z oczami pełnymi strachu, ale również podniecenia. - Uciekamy we dwójkę, reszta dołączy do nas później. Z początku plan był inny, ale uznałem, że to wyjście będzie bezpieczniejsze hmm... dla ciebie.
Carter wolałaby nigdy więcej nie zobaczyć z Simona i resztę zgrai z piekła rodem na własne oczy, ale była zmuszona przyjąć do swojej wiadomości, że teraz to jest jej rodzina, nie zważając na jej wady i błędy - należało by ją zaakceptować.
-Rozumiem. - Odparła z nutką ekscytacji. James tylko rzucił jej porozumiewawcze spojrzenie, po czym pociągnął ją za rękę w głąb korytarza. Przeszli przez cały jego odcinek, następnie wdrapali się po schodach na trzecie piętro.
-Po jakiego grzyba nam instrumenty? - Spytała od razu, gdy mężczyzna sięgnął po futerał na wiolonczelę lub na coś podobnej wielkości. Terrorysta pokiwał z uśmiechem głową i z rozmachem odpiął zatrzaski i ukazał prawdziwe jego wnętrze. Nie było ani śladu po instrumencie. Futerał był wypełniony po brzegi bronią, gotówką i dzianinowymi torbami, jak mniemała - pełnymi szczerego złota. Gdy Evelyn wpatrywała się z głupią miną w jego zawartość, on go nagle zamknął, równocześnie posyłając jej przepraszalny uśmiech.
-Musimy już iść. - Krótko zakomunikował, po czym wziął rozbieg i wyważył drzwi z biura przełożonego Carter. Kobieta tylko szepnęła do siebie "wow" i ostrożnie wkroczyła za nim do pomieszczenia.
Bywała tutaj parę razy, ale nie na tyle, by znać wszystkie detale i sekrety pokoju np. do której szuflady lepiej nie zaglądać. Pokój był nieduży, mniej więcej wynosił tyle co normalny pokój z taką tylko różnicą, że posiadał łazienkę. Farba ścian kolorem przypominała kawę z mlekiem, którą boss uwielbiał pić. Na środku pomieszczenia znajdowało się obszernej wielkości dębowe biurko z białymi zakończeniami i spodem. Oczywiście stały na nim takie rzeczy jak lampka, czasomierz elektryczny, prostokątny pojemnik na długopisy i samoprzylepne kartki, służbowy telefon oraz ramka ze zdjęciem żony i córek. Zasłonięte do połowy okno podpierała bzowa sofa ze stoliczkiem na świńskie gazety.
-Przepraszam, że nie przepuściłem cię w drzwiach, no, ale widzisz, taka sytuacja. - Zagadnął, by ją trochę odprężyć. Evelyn Carter uśmiechnęła się i dalej chłonęła oczami wygląd biura. James za moment wziął do jednej ręki futerał, a do drugiej blondynkę, bez większego namysłu wmaszerował z nimi do łazienki, gdzie okazało się być więcej ciekawych rzeczy niż bidet. A mianowicie, w ścianie za prysznicem mieściła się winda. Evelyn nie wierzyła własnym oczom! Jak to możliwe?! Czy właściwie wiedziała dla kogo przez te lata pracowała?
-Skąd ty...? - Wydusiła pytanie ostatnim tchem, wówczas, gdy byli już w środku.
-Jeszcze nieraz cię zaskoczę. Powiem ci potem. - Odparł z tajemniczym uśmiechem i uruchomił windę wybierając na ekranie trzy siódemki. Winda zaczęła zjeżdżać w dół.
-To może wyjaśnisz mi teraz? - Zapytała błagalnym tonem. Miała ochotę w końcu usłyszeć jakąś prawdę. James po chwili zastanowienia odpowiedział:
-Projektowałem ten budynek, więc...
Tego było już za wiele! James był architektem banku w którym pracowała? Nie może być! Przecież to wszystko nie trzymało się kupy, było niedorzeczne i nieprawdopodobne! Jeśli jest kreatorem tego projektu, to dlaczego okrada właściciela?
-Dlaczego? Nic nie rozumiem.
-To długa historia, Evelyn. Byłem wówczas jeszcze studentem i po prostu ktoś inny podpisał się pod moim projektem... No, a później poznałem Simona...
Hej, przepraszam, że kończę w takim momencie, ale rozdział zrobił mi się strasznie długi, dlatego postanowiłam go podzielić, jednak tu jest dla Was dobra wiadomość! Innymi słowy: rozdział kolejny (ostatni, przed epilogiem) pojawi się wcześniej niż za miesiąc! :) Mam nadzieję, że fajnie się czytało, pozdrawiam ciepło - przeziębiona Bunko :*
Rozdział oczywiście jest świetny. Wielka szkoda tylko, że zakończyłaś w takim momencie :/
OdpowiedzUsuńJames jest architektem? A przynajmniej był? Ciekawa jestem, co się właściwie stało, że jego los tak się potoczył.
Przerażające jest to, co się stanie z zakładnikami. Ten układ oczywiście dziwny nie jest, ale dla głównej bohaterki trudno będzie się pogodzić z taką koleją rzeczy...
Jestem bardzo ciekawa jak ta historia się skończy. Nie mam zupełnie na to pomysłu, ale po głowie cały czas tułaczy mi się prolog tego opowiadania...
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
Pozdrawiam! I życzę dużo weny i czasu na pisanie ;)
Bardzo dziękuję! :)
UsuńWcześniej niż za miesiąc! WOW! :D Data jest tak bliska...
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;> Chyba moje drugie ulubione Twoje opowiadanie, choć nie zaczęłam czytać jeszcze nowego (tak, serdecznie dziękuję za powiadomienie! :c czuję się pominięta :c).James jest coraz bardziej ciekawą osobą, ciekawe czego się jeszcze dowiemy ;>
No to czekam, pozdrawiam i nie wiem co jeszcze! ;)
Przepraszam :c ani chwilę o Tobie nie zapomniałam! :)
UsuńJeeeejciu! Tak bardzo czekałam na nowy rozdział tego opowiadania! :) Jestem bardzo szczęśliwa, że w końcu się doczekałyśmy!
OdpowiedzUsuńWszystko jak zawsze super! Evelyn potrzebowała trochę wrażeń w swoim nudnym, poukładanym życiu, ale chyba trochę przegięła :P Nie zastanowiła się chyba nad konsekwencjami wyboru, którego dokonała przechodząc na "ciemną stronę mocy". Chociaż po tym co powiedział jej James o tym jak ktoś ukradł jego projekt to może się okaże, że to wcale nie ci, którzy kradną są tymi złymi, ale ci, którzy są okradani...
No w każdym razie rozdział cudowny! Czekam z niecierpliwością na nowość! To moje ukochane opowiadanie!
Całuję mocno!! :*:*:*:*
Dziękuję bardzo za taki ciepły komentarz kochana :*
Usuń